Póki
w cienistych kniejach buja rześka łania,
I z lekkością
marzenia suwa się po lesie,
Póty oko zachwyca
- lecz gdy wiatr rozniesie
Garstkę spaczonych
kości, które pleśń osłania,
Któż ten widok
podziwi? Tak samo myśl człeka:
Zrazu wiele ma
krasy, lecz gdy się rozsypie
W garść
spaczonych wyrazów, które znów poszczypie
Pióro zatrutym
żądłem - tak porozwleka
Po bladych stepach
księgi - cóż z tej pastwy gadu
Zostanie
powabnego?...
Kwiat od kropli jadu
Zwarzy się
i przepadnie; lecz gdy przyjdzie rosa,
Otworzy modre oko
i przyćmi Niebiosa!
Kto więc myślą
pisarza chce się uradować,
Ten niechaj ją
przytuli do łona swej duszy,
I niechaj ją
obejmie uczuciem - wzruszy
Martwe znaki - że
wreszcie nie zechcą tamować
Głosu swego,
i będą kwilić jako stada
Na wpół zbudzonych
ptaków promieniem jutrzenki,
A poznamy
dopiero, jak to myśl upada
Na siłach, jak to
płacze, kiedy ją w sukienki
Czarnych głosek
obleką...
Gdybym zrzucił ciało
I z kości
się wyłamał, gdyby pozostało
Ścierwo
w błocie, a dusza jeszcze miała oczy
Dla świata - to
bym może jaki hymn proroczy
Wielkim głosem
zanucił - ale gdy tak słaby
I tak
maluczki jestem - skądże wezmę siły
Ku temu? - Bo choć
myśli, jak najemne draby,
Klną dziko
i wołają, by im zapłaciły
Słowa moje, lecz
słowa?... blaszki pozłacane,
Mdłym dźwiękiem gadające! grosze połamane,
Fałszywe!... ha!
ubóstwo, nędza to szalona,
Gdy nawet słów
brakuje, gdy otumaniona
Dusza, co począć,
nie wie - albo raczej może
Wie wszystko
- do Ciebie woła: „Pomóż, Boże!”
Takie to zgraje
marzeń tu i owdzie rosną,
Jak kępy żółtej
trawy ocuconej wiosną;
Takie to bole
człowiek póty cierpi, póty,
Póki nie zdziała
czego, póki, nie zakuty
W czyn swój,
marnieje tylko, albo się sposobi,
Albo się uczy
robić wprzódy, nim co zrobi.
Myśl
z dźwiękiem butne harce wiedzie bez ustanku,
A snadź
inaczej pieśni wcale by nie było!
Więc plączą się
widziadła - niby na krużganku
Wysokim stojącemu
- gdy tak jakoś miło,
Tak mdło uczucia
grają, a spadzistość bliska
Drażni oczy,
a poręcz zgniłym próchnem śliska
Drażni serce
- tylko niebo wycieplone,
Tylko samotna
chmura, jak ślepy kaleka,
Bez toru zabłąkana
- tylko okroplone,
Ciche drzewa -
snem marzeń zachwycają człeka.
My więc, dla
których pióro, jak proporczyk biały,
Powolnym wiatrem
wzdęty, nie skalany jeszcze,
Tak drżąco się
rozwija... my, bez blasku chwały
I bez
niecnoty blasku - nasze czucia wieszcze
Pieśnią
Bogarodzicy chrzcijmy - bez końca
Walczmy, od
wschodu słońca do zachodu słońca!